W związku z 11 listopada post o różnorodności kulturowej Polski
Dzisiaj jeszcze jedno wspomnienie z Podlasia - meczety w Bohonikach i Kruszynianach. Mieszkają tam polscy
Tatarzy już od XVII wieku, czyli niespokojnych czasów wojen szwedzkich. Zamiast żołdu (deficyt w królewskiej kasie) darowano im ziemię, możliwość ożenku z polskimi kobietami (chociaż nie wiem czy to nie był warunek konieczny). Mogli zachować swoją wiarę i wybudować meczety.
Kruszyniany
Kruszyniany
Bohoniki
Budynki w swojej architekturze są dość skromne, podobno dlatego, że Tatarzy znali się na walce i wojnie, a nie na budownictwie. Zlecili zadanie polskim, miejscowym majstrom, którzy potrafili budować z materiału, którego było pod dostatkiem. W związku z tym powstały drewniane meczety z niewielkimi minaretami.
Tatarscy żołnierze nazwiska przyjęli od swoich żon. Nie wiedziałam, że nazwisko Kozakiewicz jest tatarskie!!!. Wielu polskich tatarów wyjechało za chlebem do Ameryki m.in. aktor Charles Bronson.
Opiekun meczetu w Kruszynianach powiedział, że często turyści pytają go czy czuje się Polakiem, a on
zawsze odpowiada, że JEST POLAKIEM, ma tylko inną wiarę i azjatyckie korzenie.
Jeśli będziecie w Kruszynianach albo Bohonikach warto jeszcze zobaczyć mizar, czyli cmentarz. Są na nim
groby tatarów z całej Polski, w ich zwyczaju umarłych trzeba pochować na nowym
miejscu, dlatego mizar się rozrasta. Zaraz za bramą znajdują się najstarsze groby,
a potem te współczesne, zresztą zupełnie podobne do naszych. Stare groby to dwa duże kamienie, jeden ułożony w „głowie” i zorientowany na wschód, a drugi, mniejszy w „nogach”, a pomiędzy nimi małe kamyki jak obwódka, zarys spoczywającego w ziemi ciała.
To zdjęcie współczesnego grobu- to chyba grób imama, bo w zasadzie pozostałe pomniki od strony wschodniej mają napis po arabsku, a z drugiej po polsku.
Oba meczety można zwiedzić, mieliśmy takie szczęście, że zupełnie przez przypadek przyjechaliśmy do Bohonik w piątek przed 13.00. Z głośnika w minarecie rozlegał się głos wzywający na modlitwę. Zaciekawieni podeszliśmy, żeby się zorientować, czy będzie można wejść do środka. Miła starsza pani, w chustce na głowie, poinformowała nas, że musimy trochę poczekać. Siedliśmy na ławeczce, w cieniu meczetu i zobaczyliśmy ciekawą scenkę: przyszedł jakiś pan, siadł niedaleko na ławce, zdjął buty i skarpety, odkręcił kran, który był obok ławki, umył nogi, uszy (!) i wszedł do środka. Było dość gorąco i drzwi oraz okna były otwarte. Mogliśmy usłyszeć modlitwę i podejrzeć jak się modlą...ale ponieważ nie chcieliśmy przeszkadzać i nie wiedzieliśmy jak długo trzeba będzie czekać, poszliśmy na drugą stronę ulicy coś zjeść. Mała restauracja, a w zasadzie bardziej bar z domowym, tatarskim jedzeniem. Zamówiłam pieriekaczewnik z serem i rodzynkami (chyba tak to się nazywało), To był kawałek jakby ciasta francuskiego albo ciasta na strudel z nadzieniem, podany na ciepło, była jeszcze wersja z jabłkami i cynamonem i wersja słona z kapustą i grzybami....pyszne. Akurat skończyliśmy jeść kiedy z meczetu zaczęli wychodzić ludzie. "Starsza pani" zdjęła chustkę, ręką poprawiła krótkie włosy i zaprosiła wszystkich do środka, bo w międzyczasie zdążyły nadjechać dwa autokary z turystami. Ale zmieściliśmy się wszyscy. Poproszono nas o zdjęcie butów i zostawienie ich w przedsionku. Ponieważ nie trwała już modlitwa, kobiety mogły wejść do głównej części, a nie tylko do części żeńskiej. Siedliśmy na podłodze, na dywanie, gdzie kto mógł. I nasza "miła starsza pani" zaczęła opowieść
Jeśli planujecie wakacyjne podróże warto przyjechać na Podlasie,
Nawiasem mówiąc nie jest to cykl postów sponsorowanych :)
Lubię bardzo takie miejsca... pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie mają swój klimat...
Usuń