czwartek, 28 listopada 2013

Wyniki malowankowej zabawy

Trurum, tururum, tadam, tadam
Wczoraj zakończyła się malowankowa zabawa. Zgłosiło się 15 osób, a dzisiaj odbyło się losowanie. Niestety nie znalazłam chętnego do roli sierotki losującej, moje dziecko stwierdziło, że to za duża odpowiedzialność...
Losy wrzucone do kubka...


 Teraz jeszcze zamieszane pędzelkiem, żeby było bardziej malarsko :)


  I wreszcie szczęśliwy los


W malowankowej zabawie szczęście uśmiechnęło się do

 Doroty Pawęzkiej,  która prowadzi blog szyjikolorowozyj.blogspot.com

Dodatkowo postanowiłam zrobić jeszcze jedną  malowankę dla pierwszej osoby, która zgłosiła chęć wzięcia udziału w zabawie -  a jest nią pocopotka.
Gratuluję zwyciężczyniom. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w zabawie, może następnym razem szczęście się uśmiechnie do Was.

Zwyciężczynie proszę o pozostawienie w komentarzu swojego e-maila, żebyśmy mogły uzgodnić szczegóły.


poniedziałek, 25 listopada 2013

Jak namalowałam moją pierwszą koszulkę

Witajcie!
Przypominam o moim Candy jeszcze do środy można się zapisać :)

Dzisiaj udało mi się dorwać do archiwalnych zdjęć :) i znalazłam zdjęcia, które robił mój kolega dokumentując powstawanie chyba mojej pierwszej koszulki :)
Wczasy pod gruszą :) w Beskidzie Niskim, w kilka zaprzyjaźnionych rodzin z dziećmi, oj trochę ich było :)
Popołudnie na pracy twórczej: dzieciaki malują kredkami, przyjaciółka haftuje krzyżykami a ja wyciągnęłam farby :)

Najpierw odrysowanie wzoru z kalki na koszulkę
 

Potem powstają pierwsze kontury czarną farbą i zaczyna się nanoszenie kolorów, najpierw na włosy



Zauważcie jaką mam profesjonalną paletę z zakrętki od słoika :)

 
 Rysunek prawie gotowy i na koniec....odbiór prac czyli kostruktywna krytyka :)

- Hmmm...Coś tu bym poprawił....


 - Ale co ci się nie podoba?


- Widzisz, tu trzeba przyciemnić !
No i w końcu  przyciemniłam - znaczy wprowadziłam cień na szyję i podbródek. I to wreszcie zostało zaakceptowane :)
Ach kiedy to było .... chyba sierpień 2008...
Jednak nie miałam racji to był sierpień 2004.

Pozdrawiam wszystkich Czytelników :)

niedziela, 24 listopada 2013

Niebieskie poduszki

 Przypominam o moim Candy - zostało tylko kilka dni do końca :)
Wreszcie skończyłam szycie ozdobnych poduszek w kolorach morskich :). Poduszki przygotowałam w prezencie - był jeden warunek mały być właśnie w kolorze niebieskim. Dwa materiały kupiłam, a jeden to przerobiona koszula z SH. Właśnie przy tej poduszce się najwięcej napracowałam.  Przy okazji przetestowałam moją maszynę i specjalną stopkę do podwijania brzegu... jeszcze mi trochę brakuje do perfekcji :)
Niestety nie mam overlocka i obrzucanie materiału ściegiem pseudo-overlockowym trochę trwa.  Chciałam, żeby każda poduszka była trochę inna, a oto moje dzieła:



 każda z osobna
 -  atłasowa z biało- złotą taśmą (z zamkiem):


- z męskiej koszuli z SH (zapinana na guziki) - materiał - sztuczny jedwab? wszywanie falbanek trochę trwało, ale chyba warto było


- z aksamitu z taśmą z pomponików (zapinana na zamek)


-aksamitno -atłasowa (na zakładkę) tył aksamitny, przód atłasowy z pomponikami


I jak Wam się podobają?
Moim zdaniem ostatnia jest najładniejsza, ale ciążyło nad nią jakieś fatum- co uszyłam to sprułam, wyszycie motywu drzewka to była czysta przyjemność, ale zwykłe, normalne zszycie poduszki to jakaś masakra, chyba byłam po prostu zmęczona, bo zszyłam prawą stronę z lewą, potem w niewłaściwe części ze sobą, potem krzywo.... mam wrażenie, że więcej sprułam niż uszyłam - choć to przecież fizycznie niemożliwe :)
Na koniec dobiła mnie pogoda, bo w sobotę od rana było pochmurno i brzydko :( dlatego niestety zdjęcia nie oddają w pełni kolorów. Najważniejsze, że spodobały się obdarowanej :) Może uda mi się jeszcze zrobić zdjęcia już w docelowym wnętrzu :)

Pozdrawiam Was i życzę miłego wieczoru
 
P.S. Zdjęcia zrobiła moja starsza córka

czwartek, 21 listopada 2013

Szydełkowa próba babcinych kwadratów

Ostatnio postanowiłam zmierzyć się z szydełkiem. Kupiłam cieniowaną włóczkę i zaczęłam robić klasyczne babcine kwadraty. Nigdy wcześniej ich nie robiłam, ale zachęciła mnie  szkoła szydełkowania   Stwierdziłam, że zrobię szalik....zrobiłam go...  ale ....nie wyszło tak jak chciałam, cieniowana włóczka chyba lepiej wygląda w prostym wzorze robionym na drutach....a poza tym szalik  zrobiłam za krótki :( a włóczki już mi brakło :( mimo tego, że połączyłam w sumie dwa motki ..... No cóż chyba częściowo spruję i znajdę jakieś alternatywne zastosowanie kwadratów :) Ale i tak jestem dumna z mojej pierwszej tak dużej robótki szydełkowej :) dlatego mimo wszystko pokażę co powstało.




I jeszcze na koniec zbliżenie na różyczkę :) tutaj cieniowanie włóczki bardzo dobrze wychodzi :)


Pozdrawiam i przypominam o możliwości wzięcia udziału w mojej malowankowej zabawie jeszcze tydzień :)
W następnym poście będzie o blue uszytkach, czyli o tym nad czym siedzę już od tygodnia :)

wtorek, 12 listopada 2013

Rogaliki krucho- drożdżowe na wycieczce na Magurkę Wilkowicką

Witam Was świątecznie :)
Wczoraj byliśmy z przyjaciółmi na wycieczce z Czernichowa na Magurę Wilkowicką. Na wycieczkę upiekłam  rogaliki krucho - drożdżowe z nadzieniem z powideł dyniowo - jabłkowo - imbirowych oraz ciasteczka owsiane z pestkami dyni.


Do zrobienia rogalików potrzebne będą:

4 szkl. mąki
250 g zimnego masła
50 g świeżych drożdży
2 łyżki cukru
1/4 łyżeczki soli
2 jajka
4 duże łyżki gęstej śmietany (ok. 1/2 szkl.)
ok. 2 szkl. powideł dyniowych (ale może być twarda marmolada wieloowocowa
                 lub powidła śliwkowe)
mąka do podsypywania
  Zaczynam od włączenia piekarnika - temp. 170st. C. Przygotowuję blachę i wykładam ją papierem do pieczenia. W miseczce rozkruszam drożdże i zasypuję je cukrem, mieszam i odstawiam na bok, muszą stać się płynne.
Na stolnicę przesiewam mąkę, na to kładę zimne masło i dużym nożem szybko siekam masło na drobne kawałki, dodaję sól, 1 jajko, śmietanę i płynne drożdże. Zagniatam dość szybko miękkie ciasto, dzielę na 6 części (ale można też na 8 rogaliki będą wtedy mniejsze).
Rozwałkowuję każdą część ciasta do średnicy ok. 30 cm, następnie dzielę na 8 trójkątów. W najszerszej części ok 2 cm od brzegu nakładam łyżeczkę nadzienia, zakładam szerszy koniec na nadzienie i dociskam palcami, żeby skleić, następnie zwijam rogaliki .
Poniżej kilka zdjęć instruktażowych :)   ze zwijania rogalików...








 kładę na blachę tak, żeby końcówka znalazła się na spodzie (nie będzie się wtedy rozklejał).

 

Rogaliki podczas pieczenia trochę rosną, więc trzeba je ułożyć w pewnej odległości od siebie. W czasie kiedy rozwałkowuję jedną część ciasta pozostałe po prostu zostawiam z boku na blacie.
Jajko, które pozostało roztrzepuję w miseczce i smaruję pędzelkiem rogaliki. Wkładam do nagrzanego piekarnika na ok. 10-15 min do zrumienienia.
Kiedy pierwsza partia się piecze robię kolejne rogaliki.
Z tej porcji wyszło mi 48 rogalików (6x8=48, ale gdyby były mniejsze to byłoby ich więcej  8x8=64 :)  ) Rogaliki są naprawdę pyszne, trzeba tylko uważać, żeby nadzienia nie było zbyt dużo, bo mogą popękać.

Jeszcze pokażę zdjęcie z wycieczki i ze schroniska na dowód że rogaliki były na wycieczce :)
Miejsce - start Czernichów k. Tresnej, czas 10.00. meta Wilkowice ok. 17.00




 
Na początku było trochę pochmurno ale potem pięknie świeciło słońce, kora buków aż lśniła w promieniach słonecznych, tonęliśmy w liściach ale trochę też w błocku :)
Nad nami latały szybowce, jak to określiła moja córka -  cichacze , najpierw leciał głośniak z cichaczem na uwięzi, a potem cichacz pojawiał się ni stąd ni zowąd, nagle nad naszymi głowami


Dlaczego cichacze, po drodze mijały nas trzy Quady i jeden motor krosowy, robiąc strasznie dużo hałasu i przy okazji chlapiąc błotem :(
więc taki szybowiec nadlatujący po cichu był jakby nie z tego świata ...
Ażurowa altanka z widokiem .... 


Tak wyglądał nasz deser w schronisku - moje ciasteczka w pojemnikach, a z przodu ciasto mojej przyjaciółki :)
 I oczywiście herbatka :)


Schodziliśmy już po zmroku, przydały się latarki... pomimo pięknego dnia jednak zmrok zapada już szybko. Poniżej światła Wilkowic ...


  i to już był koniec pięknego dnia i wycieczki.
A dzisiaj odpoczywałam, masowałam obolałe łydki i piekłam kolejną porcję rogalików :)
Dobranoc....



środa, 6 listopada 2013

Jak zrobić prosty adwentowy kalendarz

Witajcie drodzy zaglądacze :)

Przypominam o moim Candy :) do wygrania koszulka albo malowanka na kawałku tkaniny :)

Do Adwentu mamy jeszcze trochę czasu ale już można pomyśleć o przygotowaniu kalendarza adwentowego. Kalendarz jest zwyczajem raczej niemiecko - śląskim, chyba jeszcze mało znanym w innych rejonach kraju. W mojej rodzince już od kilku lat funkcjonuje. Powstał w zasadzie jako zachęta do wstawania na roraty ....
Oto on - zawisa 1 grudnia w pokoju moich córek nad łóżkiem, pod sufitem i jest z wielką niecierpliwością oczekiwany..... mimo osiągnięcia przez starszą córcię wieku studenckiego :)



Do zrobienia kalendarza potrzebne są:
wstążki, kawałki materiałów na woreczki oraz wiklinowy wianek.
Woreczki mają różne wielkości: od takich mini 8x10cm na 2 cukierki, po takie 20x20cm.  I oczywiście potrzebny będzie hak w suficie....

A do środka wkładamy różne łakocie: cukierki, czekoladki, ciasteczka, jajka niespodzianki, małe ludziki z klocków itd w zależności od fantazji, zasobności portfela  i wielkości woreczków. U nas zawsze musiała być podwójna ilość, bo dla każdej z córek.

Podobną, ale "stojącą" wersję robiłam dla mojego chrześniaka, woreczki włożyłam do wiklinowego koszyka razem z pluszowym reniferem kupionym w hipermarkecie :( wiem, że fajniej byłoby włożyć uszytego własnoręcznie, ale nie było czasu :)



Numerki kolejnych dni wydrukowałam na drukarce na zwykłej białej kartce i obkleiłam przezroczystą folią samoprzylepną.



Jak widać koszyk wiklinowy jest ponadświąteczny :) i może się przydać nie tylko na pisanki :) czy na grzyby :)

Jak Wam się podobają moje wersje kalendarza adwentowego?